Jeżeli się jest adwokatem w takiej miejscowości, jak Giżycko, to praktycznie nie ma szans, aby nie zetknąć się z problemami „czarteru”. W sezonie letnim na tzw. Szlaku Wielkich Jezior Mazurski (czarter jachtów Mazury) według szacunków pływa ok 20 000 jachtów żaglowych i motorowych. W znakomitej większości właścicielami tych jednostek pływających są tzw. firmy czarterowe.
Nie ma chyba najmniejszych wątpliwości, że taka skala ww. zjawiska będzie – poza dostarczaniem przyjemności turystom oraz dochodu armatorom – rodziła szereg problemów prawnych zarówno dla tych pierwszych, jak i drugich. Dlatego jako adwokat, który w każdym sezonie zajmuje się, co najmniej kilkudziesięcioma sprawami tego typu, pokusiłem się od zwięzły opis tego, na co należy zwracać przy zawieraniu umów dotyczących czarteru jednostek pływających.
Weryfikacja firmy czarterowej zaczyna się od analizy oferty. Lakoniczny opis, brak fotografii albo zamiast tzw. „real foto” fotografia folderowa już powinna wzbudzać podejrzenia, co do rzetelności armatora. Cena „doby” czarteru odbiega więcej niż kilkanaście % od średniej dla tego typu jednostek o podobnym wyposażeniu, powinna „zapalić lampkę ostrzegawczą”. Bardzo często takie „promocje” wynikają z faktu, iż armator działa w szarej strefie, oszczędza na jakości oraz „tnie” koszty konserwacji, logistyki, etc. Nie trzeba być adwokatem, aby zdawać sobie sprawę jak wygląda sytuacja turysty, który zarezerwował jacht na wakacje z rodziną, delikatnie mówiąc nie odpowiadający opisowi w ofercie. Po przebyciu często kilkuset kilometrów, wymęczona rodzina na miejscu przekonuje się, że jacht wprawdzie jest, typ się zgadza, jednak koja jest brudna, poplamiona, czuć zapach stęchlizny, papierosów i nie wiadomo czego jeszcze? Oczywiście można odmówić i poprosić o zwrot wpłaconej zaliczki. Jednak szansa, że w środku sezonu w Giżycku czy Mikołajkach „od ręki” znajdzie się inny czarter, czy chociażby kwaterę, żeby się przespać przed powrotem ze zniszczonego urlopu, graniczy z cudem.
Według mnie, bardzo istotnym elementem weryfikacji armatora jest jego sposób kontaktowania się w związku z rezerwacją terminu itp. Osobiście zalecam ograniczenie kontaktu telefonicznego do absolutnego minimum i posługiwanie się pocztą elektroniczną, czy chociażby modnymi obecnie komunikatorami. Jeżeli armator nie chce utrzymywać takiego kontaktu i wszelkie zapewnienia składa w rozmowie telefonicznej, najlepiej od razu z niego zrezygnować. W przypadku kiedy doszło by do sporu w związku z niewykonaniem, czy też nienależytym wykonaniem umowy czarteru, jeżeli nie będzie zarejestrowanej wymiany korespondencji między stronami, praktycznie utracimy możliwość powoływania się na treść rozmów i poczynione tam ustalenia (chyba, że chcemy działać nielegalnie i będziemy takie rozmowy nagrywać). Wystarczy, iż armator zaprzeczy, iż takie ustalenie miało miejsce i nie mamy żadnego na nie dowodu.
Oczywiście warto też spojrzeć na oficjalne dane armatora zawarte np. w Krajowym Rejestrze Sądowym, czy też Ewidencji Działalności Gospodarczej. Jako adwokat nie raz spotykam się z sytuacjami, kiedy umowę czarteru podpisał „jakiś pracownik”, który de facto nie był upoważniony do działania w imieniu armatora.
Kiedy wybraliśmy już armatora to najważniejsza jest …. umowa. Przy rezerwacji terminu powinniśmy się domagać przesłania nam projektu umowy, która będzie nas wiązać z armatorem. Część firm czarterowych takie „drafty” umowy ma zamieszczone na swoich stronach internetowych.
Umowa czarterowa z punktu widzenia prawa, jest tzw. umową mieszaną, zawiera elementy charakterystycznych dla umów użyczenia, zlecenia, itd.
Przy analizie umów obowiązuje naczelna reguła, czym bardziej szczegółowa umowa, tym sytuacja stron bardziej oczywista.
W ramach swoje kancelarii adwokackiej, sporządzałem na zlecenie firm czarterowych projekty umów. Jakie było zdziwienie Moich Zleceniobiorców, kiedy okazywało się, że umowa czarteru jest „solidną lekturą” i to jeszcze dodatkowo z szeregiem załączników w postaci protokołów wydania, odbioru, naprawy przestoju etc. etc.
Dobrze by było, aby umowa przewidywała skutki wykonania, niewykonania lub nienależytego wykonania wszystkich czynności nią objętych. Przykładowo „stan jachtu” przed wydaniem do czarteru powinie zostać (najczęściej w protokole wydania) szczegółowo opisany. Te 0,5 h poświęcone na sprawdzeniu wszystkich istotnych elementów wyposażenia i ogólnego stanu mogą zaoszczędzić w przyszłości wielu godzin i jeszcze większych pieniędzy, wyrzuconych na rozstrzyganie sporów. Swoim Klientom (z jednej i drugiej strony) polecam, aby zarówno wydanie i odbiór jachtu zostały poprzedzone również szczegółową dokumentacją fotograficzną lub video. W epoce smartfonów czynność ta nie sprawia praktycznie żadnych problemów, a pozwala na wyeliminowanie różnicy zdań, czy takie, to a takie, uszkodzenie już było przed wydaniem, czy powstało w wyniku niewłaściwego zachowania czarterującego.
Przy ocenie stanu jachtu, czarterujący niestety mogą być ofiarami pewnej pułapki.
W Polsce nie ma zakazu wykonania jachtu tzw. metodą chałupniczą. Często małe firmy czarterowe zakupują tzw. skorupę i potem wykańczają jacht we własnym zakresie. Niestety procedury rejestracyjne są tak ułomne, że do użytku mogą zostać dopuszczone jachty, które nie spełniają np. norm bezpieczeństwa w zakresie instalacji gazowej. W przypadku wypadku czarterujący może stracić zdrowie, a nawet życie, a armator naraża się na odpowiedzialność karną za dopuszczenie jachtu nie spełniającego norm ( „przerobiłem” to na konkretnej sprawie).
Z tych też powodów ponownie zachęcam czarterujących do wnikliwego zapoznania się z ofertą oraz sprawdzenia armatora.
Kolejnym problem są szkody powstałe na jednostce pływającej ale także np. na mieniu czarterujących wniesionych na jacht.
Niestety moje doświadczenia jako adwokata prowadzącego sprawy z zakresu umów czarteru, jednoznacznie wskazuje, że „przerzucanie” odpowiedzialności za szkodę jest standardem.
Czarterujący najczęściej chcą ukryć fakt, iż ich zachowanie spowodowało szkodę i próbują przekonać armatora, że silnik po prostu „staną”. Zaś nieuczciwi armatorzy – co jest niestety nagminne i bardzo przykre, potrafią wykorzystać chwilę nieuwagi przy oględzinach przed wydaniem jachtu, a potem obciążać powstałą wcześniej usterką, „Bogu ducha winnych” czarterujących.
Na koniec należałoby wspomnieć, iż pomimo że armatorzy to profesjonaliści, to po ich stronie również zdarzają się niedociągnięcia, którymi narażają się na szkody.
Kiedyś jako adwokat prowadziłem sprawę dla firmy czarterowej, gdzie …… armator nie zwrócił uwagi, kto podpisywał umowę czarteru oraz protokoły. Okazało się, że nie była to osoba wymieniona jako strona umowy, tylko prawdopodobnie członek załogi. Oczywiście potem osoba z nagłówka kwestionowała, iż to ona jest stroną umowy odpowiedzialną za szkody na jachcie.
Jeżeli już doszło do sporu w zakresie wykonania umowy czarteru, to w interesie obu stron jest dokumentowanie zarówno uchybień, jak i oświadczeń i żądań obu stron.
Autorem wpisu jest mecenas Marek Paluch z Giżycka