Choroba morska

,

Choroba morska jest odmianą choroby lokomocyjnej. Inna, specjalistyczna nazwa, to kinetoza lub choroba ruchu. Statystycznie dotyka ona co piątą osobę w trakcie podróży. Związana jest z zaburzeniami równowagi, wywoływanymi przez nagłe ruchy ciała. Zdarza się, że choroba ta dotyka nawet mistrzów olimpijskich uprawiających żeglarstwo zawodowo. Nie jest więc przypadłością wyłącznie „lądowych szczurów”.

Najczęściej „dopada” nas na dużej fali, gdy znajdujemy się pod pokładem. Mózg nie potrafi sobie poradzić z widzianą przez nas „statyczną” kajutą oraz jednoczesnym kołysaniem odczuwanym przez błędnik.

Najczęstsze objawy choroby morskiej to: brak apetytu, złe samopoczucie, zawroty i bóle głowy, ślinotok w ustach i wymioty.

Jak sobie radzić z chorobą morską przed rejsem?

Środki farmaceutyczne, które pomagają w chorobie morskiej, to znany wszystkim Aviomarin oraz Diphergan. Ten drugi sprzedawany wyłącznie na receptę. Naturalnym środkiem najczęściej stosowanym przez żeglarzy, walczącymi z chorobą morską jest imbir. Warto kilka godzin przed wypłynięciem na rozkołysane morze, pokroić go w plasterki i zwyczajnie „żuć”(dostępny również w formie tabletek). O ile Aviomarin „otumania” i znajduje się na liście środków dopingujących, przez co nie może być stosowany przez regatowców, to imbir jest doskonałą alternatywą. Warto sprawdzić również plastry Transway zapobiegające chorobie lokomocyjnej, które możecie kupić w aptece.

Sposoby radzenia sobie z chorobą morską w trakcie rejsu

  • wyjdź na pokład – usiądź wygodnie w kokpicie i patrz na widnokrąg
  • przestań myśleć o chorobie w trakcie prowadzenia jachtu –zacznij sterować
  • ubierz się ciepło
  • jedz lekkie posiłki
  • unikaj alkoholu i papierosów
  • wdychanie „oparów” olejku miętowego zapobiega nudnościom

Każdy żeglarz musi sam doświadczalnie przekonać się, który sposób walki z chorobą morską w jego przypadku przynosi najlepsze rezultaty. Nie ma złotego środka, który zadziała w każdym przypadku.

Chory żeglarz wymaga uwagi i opieki pozostałej załogi, zwłaszcza skippera. Życzliwe zainteresowanie zawsze podnosi morale cierpiącego, któremu pękła psychika i zaklina się (głośno lub w duszy), że jego noga nigdy więcej nie stanie na pokładzie żadnego jachtu.

Na chorobę morska cierpiał sam admirał Nelson, więc nudności i złe samopoczucie nie są żadną ujmą na honorze. Choroba pojawia się i, najwyżej po dobie, mija. Samopoczucie się poprawia, a wydarzenia sprzed kilku godzin staja się przedmiotem żartów.

Jak mawiają starzy żeglarze, jest tylko jeden skuteczny lek na chorobę morską: sen pod rozłożystym zielonym dębem!